Perfekcjonizm w sporcie

Uczestnictwo w sporcie ma w definicję wpisane dążenie do osiągania jak najlepszych wyników, czasem nawet do doskonałości. Chęć bycia najlepszym jest ogromną motywacją do trenowania, ale czasem zdarza się, że staje się powodem wielu cierpień i stresu. Mowa tu o perfekcjonizmie w sporcie.
Z tego wpisu dowiesz się:
- jak – na przykładzie Roberta Enke – wygląda perfekcjonizm w sporcie.
Perfekcjonizm w sporcie – dobry czy zły?
Powtórzę raz jeszcze – książka „Życie wypuszczone z rąk” Roberta Enke to moim zdaniem pozycja obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się psychologią sportu. Wcześniej pisałam już o depresji u sportowców oraz niełatwej roli bramkarza. Jednak poprzednie dwa wpisy nie wyczerpały jeszcze psychologicznych wartości tej książki, więc czas na kolejny, poświęcony perfekcjonizmowi w sporcie.
Słownik języka polskiego PWN mówi, że perfekcjonizm to dążenie do osiągnięcia doskonałości w czymś, często przesadne. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to nic złego. W końcu perfekcjonizm pozwala cały czas się rozwijać, osiągać coraz lepsze rezultaty i równocześnie utrzymać ciągłą chęć do działania.
Definicja ta pomija jednak jeden element często towarzyszący perfekcjonizmowi – psychologiczne cierpienie. Żeby lepiej zrozumieć, na czym polegają negatywne uczucia wyzwalana przez perfekcjonizm w sporcie, oddajmy głos Enke.
Najlepszy albo najgorszy
To strach przed błędami zakorzenił w nim sposób myślenia: jeśli nie jestem najlepszy, to jestem najsłabszy.
Robert myślał, że jeśli nie będzie najlepszy, to będzie znaczyło, ze jest najgorszy. To wręcz fundamentalnie złe podejście: to jest myśl człowieka, który nauczył się, że będzie kochany tylko za osiągniętą jakość, a nie za to jaki jest naprawdę.
Perfekcjoniści postrzegają świat w kategoriach albo-albo. Wszystko jest czarno-białe – albo dobre albo złe. Nie ma nic pomiędzy. Jeśli zrobię wszystko idealnie to jestem najlepszy, ale gdy tylko popełnię jeden mały błąd to automatycznie staję się najgorszy. Takie osoby nie dostrzegają żadnych odcieni szarości. Między najlepszym a najgorszym jest jeszcze wiele miejsca.
Błąd – najgorsze, co może się zdarzyć
Nie mogłem sobie wybaczyć błędów. Koledzy z drużyny mówili, że nic się nie stało, trener powtarzał, że takie sytuacje zdarzają się każdemu. Ja jednaj miałem ten błąd przez cały następny tydzień przed oczami. Nie mogłem go wymazać z pamięci.
Jeśli pojawi się błąd perfekcjoniście bardzo trudno będzie się z nim pogodzić. Nie pomaga powtarzanie, że nic się nie stało, że inni także popełniają błędy. Widmo niedoskonałości potrafi ciągnąć się za nim przez długi czas.
Tortura profesjonalisty: wymagać od siebie bycia bezbłędnym i wciąż myśleć o swoich pomyłkach. Jednak bramkarz musi umieć sobie z tym radzić. W przeciwnym razie podczas kolejnego meczu wszystko się zawali.
Każda najmniejsza pomyłka potrafi całkowicie wybić zawodnika z rytmu. Nie jest on w stanie zapomnieć o tym, co się stało i z powrotem skoncentrować się na grze, która przecież nadal się toczy. Umiejętność poradzenia sobie z błędami jest kluczowa dla bramkarzy. W końcu to oni najczęściej obarczani są winą za nieobronione strzały. Są traktowani jako ostatni bastion drużyny i wyjątkowo często na ich koncie zapisuje się stracone bramki. To oni muszą radzić sobie z wynikającą z tego faktu krytyką.
Wszystko to moja wina
On, tylko on sam był winny. Nie poradził sobie w Noveldzie. I zepsuł grę, nieodwracalnie – był tego pewien.
Perfekcjoniści zazwyczaj całą winę przypisują sobie. Nie biorą pod uwagę okoliczności zewnętrznych czy udziału pozostałych zawodników w popełnionych błędach. Winni są oni i tylko oni. To szczególnie obciążają zwłaszcza w sportach drużynowych, gdzie wynik zależy od wszystkich zawodników, nie od jednego.
Jeden błąd to nie koniec
Najlepszym bramkarzem i możliwe, że najszczęśliwszym człowiekiem na świecie jest ten, kto radzi sobie ze swoimi błędami. Robert musiał się nauczyć, że jeden błąd nie oznacza końca meczu, jeden mecz nie oznacza końca sezonu, a jeden sezon nie oznacza końca kariery.
Wypracowanie opisanego wyżej przekonania, że jeden błąd nie przekreśla kariery to kluczowy czynnik pozwalający na radzenie sobie z perfekcjonizmem. Jedno nieudane zagranie, jeden nieudany mecz, jeden nieudany sezon nie przekreślają bezpowrotnie wszystkich lat treningów i nie oznaczają, że zawodnik jest skończony, jako sportowiec.
Robert zauważył, jak córeczka zmienia go jako bramkarza. Obserwował samego siebie. – W dalszym ciągu – powiedział – denerwują mnie słabsze mecze. Nie mam jednak czasu, aby głowić się nad tym całymi tygodniami.
Czasem w życiu każdego z nas dzieją się rzeczy, wymagające zmiany dotychczasowego stylu życia czy myślenia. W przypadku Enke były to narodziny córeczki. Odtąd nie miał już możliwości ani czasu na tak dokładne analizowanie tego, co się zdarzyło na boisku.
Teraz wiem, że błędy to część tego zawodu. Długo nie byłem w stanie tego zaakceptować. Kiedy tylko udało mu się pogodzić z faktem, że jest niedoskonały, praktycznie przestał popełniać jakiekolwiek błędy.
Przekonanie, że nie trzeba być doskonałym wyzwala i pozwala patrzeć na siebie bardziej optymistycznie. Zdejmuje to także z zawodnika presję niepopełniania błędów. Skupiając się na tym, by nie popełniać błędów, to myślimy o błędach, co zwiększa prawdopodobieństwo ich rzeczywistego popełnienia.
Błędy to nieodłączny element sportu. W wielu dyscyplinach mówi się, że zwycięża ten, kto popełni ich mniej. Niejednokrotnie okazuje się to prawdą. Niemożliwe jest wyeliminowanie błędów podczas każdego meczu czy wyścigu. Kluczowa jest jednak umiejętności radzenia sobie z nimi, wyciągnięcia z nich wniosków, ale bez poświęcania im nadmiernej uwagi. Perfekcjonizm sprawia, że nigdy nie będziesz zadowolony ze swoich wyników, bo cały czas jesteś pewny, że mogłeś coś zrobić lepiej. To przekonanie może budzić ogromny dyskomfort i niekoniecznie cały czas pchać do wytężonej pracy – jak chciałoby wielu coachów. Perfekcjonistyczne przekonania mogą doprowadzić do rezygnacji ze sportu. Negatywne emocje związane z rozczarowaniem i niezadowoleniem mogą być tak silne, że zawodnik będzie wolał ich unikać – czyli nie angażować się sport – niż musieć sobie z nimi radzić.
Źródło:
Reng, R. (2015). Robert Enke Życie wypuszczone z rąk. Kraków: Wydawnictwo SQN.