Niedokończona gra, czyli o mistrzostwie w piłce ręcznej
Pamiętam, jak pod koniec 2006 roku cieszyliśmy się ze srebrnych medali MŚ siatkarzy, a kilka tygodni później z krążka z tego samego kruszcu, który wywalczyli, także na MŚ, polscy szczypiorniści. Wtedy o piłce ręcznej stało się głośno. Jedną z głównych postaci był Grzegorz Tkaczyk, którego książka „Niedokończona gra” pozwala zajrzeć za kulisy tamtych wydarzeń. I dowiedzieć się więcej o psychologii w piłce ręcznej.
Z tego wpisu dowiesz się:
- dlaczego pewność siebie jest ważna dla zespołu,
- jak funkcjonują zespoły mistrzów,
- na co powinien zwracać uwagę kapitan,
- jakie wyzwania mentalne niesie ze sobą rehabilitacja i powrót do sportu po kontuzji,
- jak zarządzać swoim pobudzeniem,
- jak zachować się w decydujących momentach meczu.
Pewność siebie
Na początku największym problemem selekcjonera był brak wiary drużyny w jej własne możliwości. Kolejne porażki na wielkich turniejach gdzieś siedziały z tyłu głowy. Nie mieliśmy podstaw, żeby myśleć, że możemy pokonać jakiegoś silnego przeciwnika. Przed meczem nikt nie zastanawiał się, jak ograć rywala, tylko jak wielkie dostaniemy baty. Zmiana naszej mentalności to bez wątpienia największe zasługa Wenty. Wbił nam do głów, że potrafimy grać w piłkę ręczną.
Dużo mówi się o tym, jak ważna jest dla sportowców pewność siebie. Bez niej niemożliwe jest pokazanie tego, co się naprawdę umie. Jeśli nie wierzysz w swoje możliwości, to nigdy nie uda Ci się ich zaprezentować. Wiele drużyn, wielu zawodników wychodząc na boisko skupia się na tym, żeby nie przegrać lub by przegrać jak najmniejszą różnicą punktów. A to nie to samo, co myśleć o zwycięstwie. Nawet dobrze przygotowany fizycznie zespół bez odpowiedniego nastawienia mentalnego nie będzie gotowy do rywalizacji. Są 4 elementy przygotowania sportowca: fizyczny, techniczny, taktyczny i mentalny. By osiągać sukcesy, trzeba pracować nad wszystkimi aspektami.
Funkcjonować jak drużyna mistrzów
Pewną nowością były przemowy motywacyjne. Swoimi gadkami potrafił dotrzeć do niejednego gościa. Do klasyki należało pokazywanie pięści. „Widzicie, panowie, tę pięść? Tylko jeśli wszystkie palce będą złożone, przeciwnik odniesie po ciosie obrażenia. A jeśli uderzymy z jednym palcem wyprostowanym, to go sobie złamiemy.
Bardzo podoba mi się tam metafora funkcjonowania drużyny. Nic dodać, nic ująć 🙂
W takich chwilach jak ta po meczu z Francją całą drużyną, wspólnie z trenerem, siadaliśmy na podłodze w korytarzu lub większym pokoju. Następnie ten z nas, który miał pretensje do kolegi lub Wenty, brał piłkę, rzucał do niego i mówił, co mu nie pasuje. Nie wolno było owijać w bawełnę, waliło się prosto z mostu. (…) Podstawę stanowiła szczerość. (…) Najważniejsza zasada brzmiała: „To, co między nami, dobre czy złe, zawsze zostaje w drużynie”.
By odnieść zwycięstwo w sporcie zespołowym nie wystarczą wybitne jednostki. Potrzebna jest spójność, zespołowość i kolektyw. W drużynie, jak w każdej grupie, zdarzają się konflikty. To całkowicie normalne i naturalne, że tam gdzie ścierają się różne osobowości muszą w końcu pojawić się nieporozumienia (przeczytaj więcej o procesie formowania się zespołu). Kluczowe jest jednak to, w jaki sposób członkowie grupy – w tym wypadku sportowcy – zachowają się w obliczu nieporozumień. Jeśli zostaną one przemilczane, zamiecione pod dywan, to w którymś momencie wrócą z pełną mocą. Dlatego warto od samego początku dbać o rozładowywanie napięcia, by później nawet niewielkie starcia nie przerodziły się w stały konflikt.
Odpowiedzialność kapitana
Kiedy na ME w Norwegii wysoko przegrywaliśmy z Duńczykami, w pewnym momencie poprosiłem o zmianę, co bardzo nie spodobało się Wencie. Uznałem, mecz jest już przegrany, i zwyczajnie miałem dość. Po spotkaniu selekcjoner wezwał mnie na rozmowę, na której mi wytłumaczył, dlaczego nie powinienem zachowywać się w ten sposób. Jak kapitan nie możesz opuszczać tonącego okrętu. Wtedy inni zawodnicy myślą sobie: „Oho, skoro on opuścił, my też możemy, jest po sprawie”.
Bycie kapitanem zespołu to ogromna odpowiedzialność. Abstrahując od wszystkich stojących przed nim zadań, kapitan musi także świadomy, jak ważna jest jego postawa dla pozostałych członków zespołu. Nawet z pozoru nieistotne detale, jak mowa ciała czy trzymanie głowy wysoko mogą być ważną informacją. To rolą kapitana jest podnoszenie zespołu z kolan, danie sygnału do ataku, gdy wydaje się, że już wszystko stracone. Szukając wskazówek dotyczących tego, jak mamy się zachowywać bacznie obserwujemy zachowania innych osób. Zwłaszcza tych dla nas ważnych, tych które podziwiamy czy pełniących ważne społecznie role. Taki jest właśnie kapitan. Dlatego wymaga się od niego większej świadomości własnych zachowań i ich wpływu na drużynę. Ogromną rolę odgrywa tutaj mowa ciała zawodnika.
Rehabilitacja nie tylko fizyczna
Tak naprawdę rehabilitowałem się przez siedem miesięcy, nie wiedząc, czy coś z tego będzie. Codziennie spędzałem po sześć godzin w centrum rehabilitacyjnym. Najbardziej wkurzał mnie brak widocznych postępów. Znalazłem się z boku drużyny i miałem poczucie, że jestem niepotrzebny. (…) W tym wszystkim najgorszy był strach przed bólem.
Po siedmiu miesiącach żmudnej rehabilitacji powoli zacząłem wracać do treningów. Na początek ćwiczyłem z lokalnym zespołem drugoligowym. Najtrudniejsze było przełamanie bariery w głowie: czy jak skoczę i spadnę, to będzie bolało. Czy nic mi się nie stanie? W ogóle nie wybijałem się z operowanej nogi, a jeżeli zdarzyło mi się zaszaleć w ten sposób, odrywałem się od ziemi zalewie o parę centymetrów.
Nie zastanawiałem się nad tym, jak wyjdzie mi spotkanie i ile goli rzucę. W głowie miałem tylko jedno pytanie – czy kolano się nie rozsypie? Bardzo bałem się, bo treningi a warunki meczowe to dwie różne rzeczy. (…) Z każdym kolejnym meczem blokady psychiczne w głowie znikały, wracała pewność siebie.
Rehabilitacja to nie tylko powrót do formy fizycznej. To także konieczność odzyskania sprawności psychicznej. Długa przerwa w grze spowodowana kontuzją rodzi także szereg mentalnych wyzwań, z którymi kontuzjowany zawodnik musi sobie poradzić. Są to m.in.:
- oderwanie od zespołu. Nawet przychodząc na treningi trudno jest Ci w nich uczestniczyć. W końcu patrzysz na kolegów z boku i widzisz, jak dają sobie radę bez Ciebie;
- konieczność kontynuowania rehabilitacji. Czasem naprawdę trudno zauważyć efekty swoich działań. Wymaga to ogromnej cierpliwości oraz samozaparcia. Brak kontaktu z „normalnymi treningami” to jeden z powodów, dla których kontuzjowani sportowcy chętnie sięgają po wizualizację. W tym przypadku pozwala ona zachować „kontakt” z boiskiem i grą, nawet jeśli tylko za pomocą umysłu;
- strach przed bólem oraz lęk przed odnowieniem się kontuzji – nad tymi aspektami powrotu do sportu także można pracować przy pomocy wizualizacji. Pozwala ona stopniowo oswajać się ze stresującymi sytuacjami. Często zdarza się, że zawodnicy po kontuzji grają zachowawczo, bo boją się kolejnej kontuzji. Nabranie pewności siebie i poradzenie sobie z lękiem to jedne z najważniejszych zadań, jakie zawodnik musi wykonać po powrocie na boisko. Nic tak nie poprawia pewności siebie, jak doświadczenia sukcesu. Im więcej udanych akcji uda Ci się zagrać, tym mniej będziesz martwił się wyleczoną kontuzją. Jednak aby do tego doszło, musisz zacząć próbować.
[irp posts=”795″ name=”5 umiejętności, które poprawisz dzięki treningowi psychologicznemu”]
Jak zarządzać swoim pobudzeniem?
Tałant zawsze uczulał nas, byśmy nikogo nie lekceważyli. Powtarzał: „Gracie dzisiaj z najlepszym zespołem na świecie. Jeśli nie szanujesz rywala, to się z nim męczysz”.
Lekceważenie słabszego rywala nadal jest częste w świecie sportu na każdym poziomie. Lepsze drużyny wychodzą z założenia, że nawet grając na 50% wygrają, z kolei słabsze zespoły są dodatkowo motywowane na starcia z silniejszymi przeciwnikami. Nie jest rzadkością, że w takim zestawieniu lepszy okazuje się zespół słabszy „na papierze”.
Przed finałem przeżywaliśmy chyba jedną z najspokojniejszych odpraw Tałanta. Nie było żadnych okrzyków motywacyjnych rodem z Braveheart czy Gladiatora. Dujszebajew wiedział, że jesteśmy świadomi, jak ważny czeka nas mecz. Energia buzowała w powietrzu, jej stężenie podnieśli jeszcze nasi kibice.
Wiele spotkań ma ogromny ładunek emocjonalny: gra o mistrzostwo, o pozostanie w rozgrywkach, gra przed własną publicznością, derby. Każde z nich sprawia, że pobudzenie u zawodników może znacznie wykroczyć poza optymalny poziom. Każdy sportowiec posiada tzw. optymalną strefę funkcjonowania – to taki stan emocji, pobudzenia, motywacji, w którym gra mu się najlepiej. Będzie on zależał zarówno od charakteru zawodnika, jak i od dyscypliny, jaką uprawia. Jeśli pobudzenie znajdzie się poza tym optymalnym przedziałem, to gra będzie pozostawała sporo do życzenia. Tutaj przydaje się znajomość samego siebie i świadomość swoich zachowań. Jeśli czujesz, że napięcie i tak jest wysokie, to robisz wszystko, by je obniżyć lub pod żadnym pozorem go nie podwyższać. Z kolei, gdy jest za niskie, Twoim zadaniem będzie podniesienie go.
Nie zmieniaj nic w najważniejszych momentach
Decydujący rzut wykonywał Aquinagalde. Lijek podszedł do niego i powiedział: „Spokojnie, tranquillo, Julen, wykonaj swój klasyczny rzut i na pewno wygramy”. Hiszpan posłuchał i po chwili oszaleliśmy ze szczęścia.
W decydujących momentach często chcemy zrobić coś szczególnie dobrze. Zrobić coś lepiej niż zazwyczaj, szybciej, skuteczniej. A to może być zgubne. Jeśli przez cały mecz, cały sezon coś dobrze pracowało, to dlaczego zmieniać to w ostatnim, decydującym momencie? Im większa waga zagrania czy meczu, tym ważniejsze jest by pozostać przy sprawdzonych, dobrze opanowanych schematach. W przeciwnym przypadku może być różnie. Coś czego dotąd nie grałeś, nie ćwiczyłeś może nie udać się w tak stresujące sytuacji. To nie jest odpowiedni moment, by testować, czy nowe działanie zakończy się punktem.
Źródło:
Faron, D., Demusiak, W. (2017). Grzegorz Tkaczyk. Niedokończona gra. Kraków: SQN